środa, 6 lutego 2013

No okej. Wielki powrót (po raz kolejny). Jako, że poprzedni wpis ukazał się w zeszłym miesiącu, no to teraz jak możecie się domyśleć ukaże się kolejny. Niestety ta część będzie długa i męcząca więc zastanówcie się czy czytać.

Nie zadawaj pytań 6 3/2 (niespodzianka!)

Ciemność. Nicość. Nic nie widzę. Nic nie czuję. To ma swoje dobre strony. Nie czuję bólu. Zapamiętałem go. Wolę umrzeć niż go poczuć. Tak więc pora wziąć wdech (metaforyczny) i stwierdzić to. Umarłem. Nie żyję. I co teraz? Co się dzieje po śmierci? A może jednak. Myślę. Czy duchy myślą? Czy duchy... czują? Stęchlizna. Beton. I ten przerażający, miażdżący kości i zmysły ból. Czyli jednak. Jednak żyję. Jeśli dalej, żyję, to pewnie bez powodu nie umrę. Poruszyłem palcem. Udało się. I nie jest złamany. Zacząłem ruszać się bardzo powoli i w końcu przekręciłem się na plecy. Patrzyłem ślepo w ciemność, w miejsce, gdzie miał być sufit. Wysokość, z której spadłem. Pomyłka. Zrzucono mnie. Kolejna pomyłka. Ten skurwiel Bucker zepchnął mnie ze schodów. Ciężko opisać, jak to boli, więc nie będę o tym wspominał. Jeśli jeszcze żyję, to się postaram. Pić. Podczołgałem się do psiej miski stojącej w kącie. Stała kilka metrów ode mnie, ale odległość, którą pokonałem to były kilometry. Przysunąłem się do miski i powąchałem. Nie miałem pojęcia co to. Pachniało jak woda. Bałem się najgorszego, ale się napiłem. Woda. Była obrzydliwa, ale w tamtej chwili to był napój bogów. Kiedy wszystko już wypiłem, sięgnąłem po jedzenie, ale natrafiłem ma szczura. Pisnął i ugryzł mnie w dłoń. Krzyknąłem i odsunąłem się gwałtownie. Czułem jakby poprzesuwały mi się wszystkie kości, co nie było wykluczone. Krzyknąłem znów. Głośniej. No tak. Szczury. Możliwe, że miałem jeść szczury. Ale nie zamierzałem. 
Nade mną skrzypnęła podłoga. Cholera. Oni już wiedzą że ja nie śpię. I żyję. Mimo palącego bólu w kościach podczołgałem się w kąt i skuliłem. "Nie, nie, nie, błagam." Usłyszałem brzdęk kluczy i upadającą kłódkę. Potem skrzypnięcie starych drewnianych drzwi i zobaczyłem światło. Słabe, ale wystarczyło by mnie oślepić. 
- Ach, gdzie jesteś księżniczko? - Usłyszałem spokojny, cichy głos Butchera. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. - Nie śpisz już? To dobrze.- Szybko podszedł do mnie i postawił mnie na nogi. Przycisnął mnie za gardło do zimnej ściany. Moje nogi zawisły nad ziemią. - Dalej nic sobie nie przypominasz? 
- N-nic... - Wychrypiałem i złapałem jego rękę. 
- W takim razie... -Wyciągnął pistolet i przystawił mi zimną stal lufy do głowy. - Żegnaj się z życiem księżniczko. Znaleźli ją w rowie. Nieżywą, wykrwawioną, pociętą, gnijącą... - Moje oczy zaszły łzami a Bucker się skrzywił. "Nie... tylko nie ona... nie ja... nie strzelaj... błagam". Chciałem powiedzieć, ale nie mogłem. 
Bucker pociągnął za spust. 
Ciche kliknięcie. 
Wielki hałas. 
Straszny ból. 
Ciemność.
-HAHAHAHAHAHA. - I jej obłąkańczy śmiech odbity echem...



No. Uf. Trochę to trwało. Nie martwcie się, będzie dalej.

1 komentarz: